poniedziałek, 14 września 2015

Il viaggio e la vita in Italia

Pierwsze co musicie wiedziec, to ze wszystko u mnie w najlepszym porzadku, ale moze lepiej zaczne od samego poczatku :)

Wyjechalem z Lublina okolo polnocy, o 5:00 bylem na lotnisku w Krakowie. Przed 8 bylismy juz w samolocie do Wiednia. W stolicy Austrii musielismy czekac prawie 4 godziny na kolejny lot, ale nie nudzilo nam sie. Po prawie 17 godzinach podrozy znalezlismy sie na campie w Rzymie. Bylo tam okolo 600 uczniow z calego swiata w tym 7 z Polski. Przedstawiam pelny sklad Polonii we Wloszech:
Od lewej; Ola, Weronika, Krystian, Paulina, ja, Ala i Emilka
Camp trwal bardzo krotko, bo juz kolejnego dnia musielismy wyjezdzac do swoich cheapterow. Mimo to poznalem mega ciekawych ludzi z ktorymi mam nadzieje nie strace kontaktu. Spotkam sie z nimi znow w lipcu pod koniec wymiany :)
Po lewej Lera z Rosji, obok Idil i Alara z Turcji

Daniela i Arianna z Wenezueli

W pociagu razem z Maja z Bosni. Moj kierunek --> Piacenza, a jej --> Parma. Nie wiedzialem, ze jezyk bosniacki jest tak podobny do polskiego :)
Po 6 godzinach podrozy dojechalismy szczesliwie do Piacenzy, a oto jak zostalismy przywitani :) Na samym wstepie kazdy z naszej czworki dostal balona wypelnionego helem. W jednej rece bagaz podreczny i balon, w drugiej przepelniony bagaz glowny, a do tego wolonatriusze i rodziny, ktore chcialy sie przywitac. Wpadlem na pomysl, zeby przywiazac balona do reki, ale niestety od razu sie rozplatal i wybuchuchl uderzajac w dach dworca kolejowego. Taka wpadka na samym wstepnie? I od razu pokazala sie wloska mentalnosc, wszyscy zaczeli bic brawo. Taki prosty gest a pokazal mi, ze to bedzie niezapomniany rok.




Poznalem cala rodzine i wszyscy sa naprawde genialni. Rozumiem coraz wiecej, staram sie mowic po wlosku i moge smialo powiedziec, ze nie idzie mi to najgorzej. Host-famiglia zorganizowala 5-dniowa wycieczke po polnocnych Wloszech oraz Slowacji. Mialem okazje zjesc frutti di mare, czyli owoce morza, o pizzy juz nie wspominajac :) Z tego, co zauwazylem we Wloszech, zamawia sie najczesciej pizze z jednym skladnikiem (maksymalnie z dwoma). Podaje sie ja zaraz po upieczeniu (nie pokrojona), no i kazdy zjada swoja pizze sam (w Polsce raczej zamiawia sie jedna pizze na 2-3 osoby).

Host famiglia

Na szczycie Castello di Duino razem z host siostra - Viki

Wynajmowany domek w Slowenii

Piekne Trieste



Castello di Miramare





Z host-bratem :)

Viki i Luca
Wszystko powoli zaczyna sie ukladac. We wtorek pierwszy dzien szkoly, mieszkam w centrum, wiec mam dosc blisko. Pojde do liceo linguistico a tak bedzie wygladal moj plan zajec.
Lekcje angielskiego, wloskiego, niemieckiego i hiszpanskiego w dodatku wszystko po wlosku, bedzie sie dzialo, to wiem na pewno :)
Dzisiaj mija 10. dzien od mojego wyjazdu z rodzinnnego miasta, a Wlochy wciaz mnie zaskakuja. Bylem wczoraj w supermarkecie, gdzie obok wozkow staly urzadzenia... nie mialem pojecia co to. Jak sie pozniej okazalo, jest teraz mozliwosc kasowania zakupow samemu, a pod koniec podchodzi sie tylko do czytnika, ktore pobiera momentalnie cala liste i tak oto nie trzeba stac w kolejce (moze w Lublinie tez sie kiedys pojawi).
Host-mama gotuje naprawde wspaniale, a efekty tego bedzie mozna ogladac za 10 miesiecy jak wroce otyly do Polski (Another Fat Student). Apropo jedzenia, wczoraj ugotowalem rodzinie polski obiad. Pytali sie kiedy ugotuje cos jeszcze :D 
Host-siostra Sara i host-brat Paolo podczas polskiego obiadu
Drugiego dnia po przyjezdzie do Piacenzy spotkalem sie z managerem druzyny koszykarskiej w miescie, a dzis wieczorem ide na spotkanie z trenerem i pierwszy trening prawie od roku czasu. Na sama mysl nie moge juz sie doczekac! A jutro PIERWSZY DZIEN SZKOLY :)
Dziekuje wszystkim, ktorzy pozegnali mnie w Polsce oraz tym, ktorzy pytaja sie o kolejne wpisy na blogu! Tak naprawde dzisiaj jest pierwszy dzien kiedy moge usiasc i cos napisac... ale coz, wciagnelo mnie wloskie zycie. Za kilka dni kolejny post, a jesli juz jestescie ciekawi co u mnie, na biezaco mozecie sprawdzac na snapie: samoniu

Pozdrawiam,
Michal